Trzy młode cielęta stoją na sianie w kojcu. Na sianie leży jeszcze jedno cielę.

Robot udojowy wielkim ułatwieniem w gospodarstwie z bydłem mlecznym

W swoim gospodarstwie posiada około 300 sztuk bydła, w tym 120 krów dojnych. W ciągu kilkunastu lat udało mu się zwiększyć dzienny udój o ponad 2000 litrów przy prawie takiej samej liczbie krów. Do tego gospodarstwo Sławomira Adamczyka w Szlachcinie jest jedynym w powiecie, w którym znajduje się robot udojowy, a gospodarz od długiego czasu współpracuje z Wielkopolskim Ośrodkiem Doradztwa Rolniczego w Poznaniu należąc do Sieci Gospodarstw Demonstracyjnych.

– Zawsze może być lepiej, bo są obory lepsze, ale małymi kroczkami, idziemy stale do przodu. Staramy się poprawiać genetykę i żywienie, ale zdajemy sobie sprawę, że w tej hodowli trzeba cierpliwości. Z pokolenia na pokolenie krowy są coraz lepsze i coraz bardziej wydajne, ale także bardziej wymagające – mówi Sławomir Adamczyk, właściciel gospodarstwa z bydłem mlecznym w Szlachcinie.

I dodaje: – Chcemy mieć tutaj czystą rasę holsztyńsko-fryzyjską. Mieliśmy także inne krowy, ale one, przy doju na robocie, były zbyt duże i ledwo się mieściły. Dlatego stawiamy na mniejszy kaliber.

– Produkcja mleka jest najtrudniejsza, jeśli chodzi o produkcję zwierzęcą. To jest praca 24 godziny na dobę, 7 dni w tygodniu. Nie ma świąt, ani przerw. Jeśli dój poranny zaczynamy na przykład o 5 rano, to bezwzględnie drugi musi być o 17 i nie ma, że boli – mówi z kolei Andrzej Żołądkowski, doradca Wielkopolskiego Ośrodka Doradztwa Rolniczego z powiatu średzkiego, który współpracuje z gospodarstwem pana Sławomira.

Wydajność wzrosła prawie czterokrotnie

Historia gospodarstwa Sławomira Adamczyka sięga wielu lat wstecz. – Wydzierżawiając swoje gospodarstwo miałem jeszcze wtedy owce, które szybko zlikwidowałem, bo wełna zaczęła być nieopłacalna. Pierwszą opcją było wejście w świnie. Kupiłem chyba 38 loszek, a po roku, w 1997 roku, kupiłem jeszcze około 30 jałówek. I wtedy weszliśmy także w krowy. Przerobiliśmy owczarnię na oborę, a następnie syn wykupił od spółdzielni gospodarstwo – wspomina Henryk Adamczyk, ojciec Sławomira.

On sam prowadzi gospodarstwo w Zwierkach. W Szlachcinie, gospodarstwem wykupionym w 2006 roku od spółdzielni, zarządza za to jego syn Sławomir.

– Kiedy przejmowałem to gospodarstwo, tu była obora uwięziowa. Przerobiliśmy ją na wolnostanowiskową z dojem automatycznym przez robota i na razie się to sprawdza. Przejmując to gospodarstwo, było tutaj 105 krów o wydajności udoju 800 litrów mleka dziennie. Teraz mamy 120 krów dojnych i udój na poziomie 3000 litrów. Różnica jest drastyczna – opisuje Sławomir Adamczyk.

Dzisiaj produkcja jest na bardzo zadowalającym poziomie, ale żeby to było możliwe, niezbędna jest także odpowiednia troska o zwierzęta.

Młody mężczyzna, Sławomir Adamczyk, stoi w środku obory. Swoją prawą ręką dotyka cielęcia, które stoi na sianie w kojcu.

– Przy takiej hodowli trzeba wejść w głębszą profilaktykę, na tym nie można oszczędzać, bo przez rok lub dwa może być dobrze, a nagle wszystko tak się posypie, że można się nie podnieść. Dlatego szczepimy cielaki na koronawirusy, rotawirusy i inne choroby – opisuje Sławomir Adamczyk.

Robot udojowy ogranicza najgorszą pracę

Wielkim ułatwieniem w pracy gospodarstwa jest znajdujący się tam robot udojowy. To jedyne gospodarstwo w powiecie średzkim, które posiada takie urządzenie.

– To robot dwuboksowy, więc dwie krowy na raz mogą być dojone. Pracuje 24 godziny na dobę i może obsłużyć około 110 krów. Krowy wchodzą do niego, gdy poczują potrzebę, oczywiście zachętą jest pasza, a nie samo dojenie. Są też krowy, które jeszcze nie są tego nauczone i trzeba je dognać. Mimo że to urządzenie bardzo pomaga, to nie jest też tak, że można zostawić wszystko i będzie się samo doiło. Ten robot nie wyręczy nas całkowicie, ale zdecydowanie ogranicza najgorszą pracę dla człowieka – opowiada Sławomir Adamczyk.

Wnętrze obory. Krowa stoi w robocie udojowym podczas doju mleka.

Wnętrze obory. Na podłodze stoi wielka, kwadratowa maszyna z przestrzenią w środku. To robot udojowy.

Sławomir Adamczyk wyjaśnia na czym polega wielka zaleta robota udojowego. – W hali udojowej wszystkie cztery strzyki podłączane są jednocześnie i schodzą się do jednego kolektora. W efekcie, tak długo jak schodzi mleko z ostatniego strzyku, tak długo trwa dój ze wszystkich, nawet jeśli w niektórych nie ma już mleka. Wtedy występuje pustodój na sucho, który może mieć negatywne konsekwencje – tłumaczy Sławomir Adamczyk.

I dodaje: – W przypadku robota udojowego to nie nastąpi, bo każdy strzyk jest indywidualnie traktowany. Jeśli skończy się dój w jednym, to jest on odłączany, a w pozostałych nadal może trwać dój. To duży plus robota w porównaniu do hali udojowej.

Mleko trafia do ogromnego zbiornika o pojemności 14 tys. litrów. – Na razie jest zapełniany w połowie, ale w planach jest uruchomienie drugiego robota i wtedy będzie wykorzystywany w 100 procentach – mówi gospodarz.

Współpraca z Wielkopolskim Ośrodkiem Doradztwa Rolniczego

Gospodarstwo Sławomira Adamczyka od lat współpracuje z Wielkopolskim Ośrodkiem Doradztwa Rolniczego w Poznaniu. Co więcej, należy także do Sieci Gospodarstw Demonstracyjnych WODR, która skupia innowacyjne gospodarstwa z regionu.

– Pan Andrzej pomagał nam uzyskać kredyt dla młodego rolnika na robota, modernizację obory. Był dla nas dużym wsparciem. Można to robić samemu, ale zajmuje to dużo więcej czasu. Pracownik ODR, zajmując się tym na co dzień, zrobi to szybciej i bezbłędnie. My, rolnicy, zajmujemy się raczej hodowlą a nie papierami – opowiada Sławomir Adamczyk.

Z kolei Andrzej Żołądkowski dodaje, że w gospodarstwie organizuje różnorodne demonstracje, jak na przykład pokazy kiszenia czy żywienia, na których nie brakuje zainteresowanych rolników.

– Głównie przyjeżdżają tutaj rolnicy którzy prowadzą hodowlę bydła mlecznego i pytają przede wszystkim o robota udojowego – mówi Andrzej Żołądkowski.

Gospodarstwo znowu przejdzie z pokolenia na pokolenie?

Chociaż gospodarstwo bardzo dobrze prosperuje, to właściciel zdaje sobie sprawę z wyzwań, z którymi mierzy się wielu rolników. Jednym z nich jest trudność w znalezieniu dobrze wykwalifikowanych pracowników.

– Wszystkie duże obory w powiecie średzkim mają problem z pracownikami, zwłaszcza do doju. A to musi być dobry pracownik, bo „zepsuć” krowę można łatwo, ale „naprawić” ją jest bardzo trudno, a czasami to wręcz niemożliwe i krowa trafia do rzeźni – mówi Sławomir Adamczyk.

Wnętrze obory. Młode cielę stoi na sianie w kojcu.

– Bardzo trudno znaleźć oborowych. O ile można jeszcze znaleźć pracowników do ciągnika rolniczego i prace mechaniczne, to do produkcji zwierzęcej jest to bardzo trudne – potwierdza Sławomir Adamczyk.

Ponadto w przypadku wielu gospodarstw problemem jest także brak następców. W gospodarstwie pana Sławomira może być jednak inaczej. Już teraz w pracę bardzo zaangażował się jeden z jego synów, który być może pójdzie drogą swojego ojca, który także przejął rodzinne gospodarstwo.

– To była jego decyzja, a nawet byłem zaskoczony. Sławomir ukończył technikum elektromechaniczne i miał iść na studia. Oznajmił nam, że idzie na zootechnikę. Zrobiłem wielkie oczy, ale przede wszystkim się ucieszyłem, że mam następcę i mogę stwierdzić, że mam godnego następcę – nie ma wątpliwości Henryk Adamczyk.

Natomiast Sławomir Adamczyk dodaje: – Mam nadzieję, że nadal będziemy mogli się rozwijać. Muszę jeszcze wykończyć oborę, zbudować porodówkę i będziemy zwiększali stado do około 240 sztuk. A jak będzie dalej, to nie wiemy. Trzeba być jednak optymistą, robić swoje i pracować.