W ogrodzie stoją cztery ule. Przy jednym z nich pracuje pszczelarz, który wyciąga z ula ramki z pszczołami. Mężczyzna ubrany jest w strój ochronny, ma odzież z długim rękawem, rękawice oraz kapelusz z siatką.

Bez pszczelarstwa nie wyobraża sobie życia

Jędrzej Wigura od kilku lat opiekuje się pasieką Wielkopolskiego Ośrodka Doradztwa Rolniczego w Sielinku. Prywatnie posiada także swoją własną pasiekę, a pszczołami interesuje się już od dzieciństwa. Chociaż miał kilkuletnią przerwę, to dziś nie ma wątpliwości, że nie chciałby już żyć bez pszczół.

– Mam z tego dużą satysfakcję. Poza tym lubię opowiadać ludziom o tym, jak żyją pszczoły, o ich organizacji, znaczeniu dla środowiska. Na początku rozmowy nieraz wyczuwam dźwięczącą w głowie mojego słuchacza myśl, że przynudzam. Ale po chwili, gdy pojawiają się pytania, już wiem, że w tym człowieku obudziła się ciekawość świata pszczół i natury – mówi Jędrzej Wigura, pszczelarz z Wielkopolskiego Ośrodka Doradztwa Rolniczego w Poznaniu.

Zaczęło się od… użądlenia pszczoły i widoku ojca w kombinezonie

Zainteresowanie pszczelarstwem pojawiło się u Jędrzeja Wigury już w dzieciństwie. A wszystko dzięki jego ojcu.

– Tata zabrał mnie do naszej pasieki, która była na działce, a tam użądliła mnie pszczoła. Wiadomo, jako dziecko myślałem i wykrzyczałem to, że pszczoła była głupia, bo mnie użądliła, więc trzeba ją zabić. Ale ojciec zaczął mi tłumaczyć, że to nie pszczoła przyleciała do mnie do domu, żeby mnie użądlić, tylko to ja wszedłem na jej terytorium i zrobiłem coś nie tak, jak należy. Ona mnie użądliła w obronie własnej – wspomina Jędrzej Wigura.

I dodaje: – Na tej działce bywaliśmy raz na jakiś czas. Pamiętam widok ojca przeglądającego w ulu ramkę po ramce. Ubrany w kapelusz pszczelarski, używał podkurzacza, który wytwarzał kłęby białego dymu. Widziałem to jako dziecko i z czasem obudziła się ciekawość, co ten ojciec robi, dlaczego jest ubrany, jak kosmita i jeszcze dymi. W końcu ojciec pokazał, jak wygląda wnętrze ula, matka, czyli królowa pszczół oraz wyjaśnił, że aby pszczoły były spokojne, dym nie może być gorący, bo wtedy je oparzy. To stało się impulsem, który w dziecku obudził zainteresowanie innym, ciekawym światem pszczół.

Już w wieku 13 lat Jędrzej Wigura zapisał się do Polskiego Związku Pszczelarskiego. Później ukończył studia rolnicze we Wrocławiu. Pracę magisterską pisał z hodowli pszczół i owadów użytkowych na temat zastosowania nowych materiałów do produkcji uli i ich porównania z tradycyjnymi. Potem pracował na uczelni jako asystent i prowadził zajęcia ze studentami oraz na kursach pszczelarskich w terenie.

– To było ciekawe doświadczenie. Wyobraźcie sobie, że taki młody człowiek jedzie w teren i spotyka pszczelarzy w wieku 50-60 lat. Ci panowie zaczęli mi zadawać pytania, wiedziałem dokładnie o co chodzi, sprawdzali mnie czy wiem lub czy uda im się mnie zaskoczyć. Bywało różnie, jak to w życiu. Sprawdzili kilka razy i okazało się, że nie jest źle, więc mnie zaakceptowali – wspomina Jędrzej Wigura.

W centralnej części kadru pozuje Jędrzej Wigura, który stoi przy ulu. Ma na sobie ochronny strój pszczelarski - kurtkę, rękawicę oraz kapelusz z siatką. W ręku trzyma plaster gęsto pokryty pszczołami.

Ale to nie kariera naukowa była mu pisana. Po ślubie z wielkopolanką pan Jędrzej przeprowadził się do Poznania, gdzie przez kilka lat pracował także w logistyce. To wtedy miał przerwę od pszczelarstwa.

– Po zakończeniu kolejnego projektu pojawiło się znużenie i zaczęła za mną chodzić myśl, że znów chcę mieć swoje pszczoły. Kupiłem więc 10 uli, zasiedliłem je i postawiłem na działce przy domu. Ich liczba wkrótce rozrosła się do 30 rodzin. W międzyczasie szukałem pracy i dowiedziałem się, że Wielkopolski Ośrodek Doradztwa Rolniczego w Poznaniu poszukuje pszczelarza. A niedługo później zostałem zatrudniony – opowiada Jędrzej Wigura.

To nie miód jest najważniejszy

Mówiąc o pszczołach Jędrzej wielokrotnie zwraca uwagę na dużą rolę, jaką odgrywają w przyrodzie i rolnictwie.

– Wprawdzie pszczelarze pozdrawiają się słowami „darz miód”, ale to nie miód jest najważniejszą sprawą w pszczelarstwie. Wiele osób tak to postrzega, ale najważniejsza jest rola pszczół w naszym otoczeniu. One są dla nas wskaźnikiem skażenia środowiska. Jeśli pszczoły giną, to znaczy, że mamy problem. Jeśli w pobliżu upraw widzę pszczoły, to uważam, że i żywność stamtąd jest dla nas bezpieczniejsza – wyjaśnia Jędrzej Wigura.

I dodaje: – Pszczoła funkcjonuje w środowisku od zarania dziejów człowieka i jest równoprawnym użytkownikiem tego środowiska, o czym często zapominamy. Pod pretekstem stosowania środków ochrony roślin, niejednokrotnie stosowane są preparaty, które w praktyce zabijają także pszczoły.

Pan Jędrzej podkreśla również dużą rolę pszczół jako zapylaczy. –Większość gatunków roślin, które spożywamy jest zapylanych właśnie przez pszczoły. Do tego trzeba dodać także ich znaczenie plonotwórcze. W przypadku niektórych upraw występuje zwyżka plonów o 30 czy nawet 50 procent w porównaniu do upraw na terenach, gdzie nie ma pszczół – opowiada.

W ogrodzie stoi siedem uli. Wszystkie są kolorowe, zawierają elementy żółtego, zielonego, niebieskiego, beżowego i pomarańczowego. Za nimi rosną niewysokie drzewa bez liści.

A ponadto wspomina o korzyściach leczniczych, które możemy odnieść dzięki pszczołom.

– Mówi się o czymś takim, jak powietrze ulowe. W praktyce pszczoły swoimi skrzydełkami wentylują powietrze i powodują jego jonizację. Oprócz tego powietrze jest wymieszane z aromatami wydobywającymi się z ula, co umożliwia przeprowadzenie aromaterapii. Kiedy człowiek znajduje się w zasięgu takiego zjonizowanego powietrza i aromatów, to relaksuje się – wyjaśnia pan Jędrzej.

I wspomina: – Na jednej z konferencji jakaś pani profesor opowiadała, jak wysyłała studentów do pasieki, gdzie przez godzinę mieli obserwować pszczoły. Pewnego razu, gdy wracała do domu, jadąc już autostradą, zorientowała się, że jeden ze studentów został przez nią zamknięty w pasiece. Kiedy wróciła na miejsce, zobaczyła smacznie śpiącego studenta, który zatracił poczucie czasu. To nie jedyny przypadek, że studenci zasypiali w pasiece. Można powiedzieć, że z nudów, ale mikroklimat pasieki tak uspokaja i relaksuje, że przypadki z zasypianiem systematycznie się powtarzały.

Oprócz tego wykorzystywać możemy także propolis pszczeli. – Ludzie nauczyli się go wykorzystywać w leczeniu oparzeń i ran. Poza tym potwierdzono już, że propolis ma właściwości bakteriobójcze oraz skutecznie zabija wirusy, grzyby i pleśnie – mówi pan Jędrzej dodając, że bardzo dobre właściwości lecznicze i kosmetyczne mają za to pyłek, pierzga pszczela, mleczko pszczele czy wosk pszczeli, a nawet odpowiednio aplikowany jad.

Życie bez pszczół? „Byłoby nieciekawe i puste”

Rozmawiając z panem Jędrzejem o pszczołach nie można mieć żadnych wątpliwości, że mamy do czynienia z osobą o bardzo dużej wiedzy, dla której jest to wyjątkowa pasja. Pasja, bez której nie wyobraża sobie życia.

– Żyć bez pszczół chyba się da, ale to jak życie bez słońca lub bez wychodzenia z domu. Oczywiście można tak żyć, tylko co to za życie? Generalnie takiego życia nie życzę nikomu i ja też nie chciałbym żyć bez pszczół, gdyż czułbym się jak ryba bez wody. Takie życie byłoby nieciekawe i puste – opowiada pan Jędrzej.

A jednocześnie dodaje, że zawód pszczelarza nie zawsze jest łatwy i przyjemny. – To nie jest tak, że są same plusy. Pamiętam zmęczenie po tym, jak niejednokrotnie wykonywało się nocami przewóz pszczół czy miodobranie albo jak użądli cię 50 pszczół – mówi Jędrzej Wigura.

Po chwili dodaje: – Każdy pszczelarz lubił mieć w pasiece kilka rodzin ostrych, bo to trzymało w bezpiecznej odległości intruzów i ludzi którzy mieli niecne zamiary. Ale dla niego samego i zaproszonych do pasieki gości było kłopotliwe. Pszczoły agresywne nie są zbyt pożądane, gdyż utrudniają pracę i mogą być niebezpieczne. Pszczoły potrafią być łagodne, ale to jest powiązane z genem miodności. Im łagodniejsze pszczoły, tym mniej miodne. Czasem ktoś może dziwić się, dlaczego pszczelarze tak powoli poruszają się przy ulach, ale wtedy mu mówię, żeby przyszedł i spróbował poruszać się szybciej.

Zbliżenie na dół niebieskiego ula. Z otworu u podstawy wylatuje kilka pszczół. W tle widać drugi niebieski ul, wokół nich rośnie trawa.

W pszczelarstwie pan Jędrzej doświadczył bardzo dużo miłych chwil, ale nie zabrakło także tych gorszych. – Miałem dużo przyjemnych momentów, ale w pszczelarstwie jest jak w życiu, to się przeplata z tymi gorszymi. Kiedy widzimy, że pszczoła produkuje dużo miodu to się cieszymy, ale później jest mnóstwo pracy, żeby to zebrać. Jednak najmniej przyjemna sytuacja, to kiedy pszczoły chorują i trzeba przeprowadzić likwidację całej rodziny pszczelej. Miałem kilka razy takie przypadki. W takich chwilach miałem wrażenie, że wręcz słyszę płacz pszczół, które umierają… – wspomina Jędrzej Wigura. Z szacunku dla ich pracowitości pszczelarze mówią, że pszczoła umiera, a nie zdycha.

Poza pszczelarstwem pan Jędrzej lubi przebywać na łonie natury. – Swego czasu dużo pływałem, jeździłem na rowerze, trochę żeglowałem i podróżowałem. Ale w miarę upływu lat energii jest coraz mniej, więc teraz podróże to często do pasieki i z powrotem. Kiedy gdzieś jadę, to zawsze chętnie zwiedzę jakiś obiekt, zobaczę starówkę i wypiję tam dobrą kawę. Ale jeśli tylko dowiem się, że w pobliżu jest coś związanego z pszczołami, to mnie tam ciągnie, żeby to zobaczyć i być może dowiedzieć się czegoś nowego – kończy Jędrzej Wigura.